wtorek, 8 listopada 2011

Wyroki w zawieszeniu w procesie ws. agencji finansowej "Grosik"

Na kary łączne 2 lat i 1,5 roku więzienia, w zawieszeniu na cztery lata, skazał w poniedziałek Sąd Okręgowy w Białymstoku dwoje członków b. zarządu agencji finansowej "Grosik". Uniewinnił ich jednak od zarzutu przywłaszczenia pieniędzy klientów.


Sąd skazał ich także na kary po 15 tys. zł grzywny (które prawie w całości zostaną zaliczone na poczet aresztów, w których oboje oskarżeni przebywali prawie przez pół roku) a także orzekł wobec nich obowiązek częściowego naprawienia szkody poszkodowanych osobom, firmom i instytucjom, którzy takie wnioski złożyli.
Sąd przez ponad godzinę odczytywał dane w sumie ponad 2 tys. pokrzywdzonych, podając kwoty od kilkudziesięciu złotych do kilkudziesięciu tysięcy złotych. Według szacunków oskarżyciela, to w sumie kilkaset tysięcy złotych, które skazani muszą pokrzywdzonym oddać. W każdym przypadku chodzi o 77 proc. kwoty wyjściowej, bo 23 proc. spłacił poszkodowanym już wcześniej syndyk z masy upadłościowej spółki.
Wyrok nie jest prawomocny. Prokurator, który chciał dla oskarżonych kar po trzy lata więzienia bez zawieszenia i przyjęcia, że doszło do przywłaszczenia przez nich pieniędzy od klientów "Grosika", po publikacji orzeczenia nie wiedział jeszcze, czy będzie składał apelację. Skazanych w sądzie nie było.
Nieistniejący już "Grosik" był typowym pośrednikiem finansowym. Ponieważ pobierał niskie opłaty, wiele osób przez niego regulowało swoje rachunki, np. płaciło czynsz, rachunki za prąd, gaz itp.
Śledczy wyliczyli, że od grudnia 2004 do września 2005 roku agencja działała na szkodę co najmniej ponad 8,3 tys. osób fizycznych i szeregu firm, których zlecenia przelewów pieniędzy przyjęła, ale nie zrealizowała. Łączną kwotę tych należności wyliczyli na 1,7 mln zł.
Sąd okręgowy uznał jednak, że nie ma dowodów na przywłaszczenie pieniędzy przez skazanych i skazał ich przede wszystkim za to, że w porę nie złożyli wniosku o ogłoszenie upadłości spółki, mimo iż straciła już ona płynność finansową. Jak uzasadniał sędzia Janusz Sulima, powołując się na opinie biegłych w tej sprawie, już pod koniec lutego 2005 roku można było zrobić bilans spółki i stwierdzić, że jest ona niewypłacalna i złożyć wniosek o ogłoszenie upadłości, podczas gdy stało się to dopiero we wrześniu 2005 roku. 
Sąd zwrócił uwagę, że skazanie b. zarządu "Grosika" z tego paragrafu kodeksu spółek handlowych daje innym poszkodowanym otwartą drogę do dochodzenia roszczeń od skazanych. "To bardzo istotne dla wszystkich" - mówił sędzia.
Kara łączna obejmuje też m.in. naruszenie przepisów o rachunkowości (chodziło m.in. o brak ewidencjonowania w księgach rachunkowych usług franczyzobiorców).
Sąd ocenił, że w dokumentach spółki był "chaos", ale że nie można było przypisać oskarżonym przywłaszczenia pieniędzy klientów, czyli głównego zarzutu oskarżyciela. Sędzia Janusz Sulima mówił, że nie było dowodów, które pozwoliłby ustalić taki zamiar oskarżonych. 
Sędzia ocenił, powołując się na zeznania świadków w tym procesie, że celem oskarżonych nie było przywłaszczenie pieniędzy wpłacanych w punktach kasowych "Grosika". Mówił, że oskarżeni próbowali - mimo trudności finansowych - nadal prowadzić działalność. Podkreślał, że nie ma dowodów na to, że oskarżeni "wyprowadzali" pieniądze ze spółki.
Dodał, że nikt nie stwierdził i nie ma na to żadnych dowodów, by oskarżeni mieli jakieś prywatne konta, na które były przelewane pieniądze wpłacane przez klientów +Grosika+, by dzięki temu zgromadzili jakieś ogromne majątki czy kupowali nieruchomości za granicą. Sulima podkreślił, że dopiero takie ustalenia pozwalałyby na przypisanie oskarżonym przestępstwa przywłaszczenia.
Sprawa "Grosika" była jednym z najdłużej prowadzonych śledztw białostockiej prokuratury; trwało kilka lat, bo było wielu pokrzywdzonych, z których duża część sama zgłosiła się na policję. Konieczne też było wykonanie ekspertyz finansowych. Proces w pierwszej instancji trwał od maja 2010 roku. (PAP)

Materiał pochodzi z www.lex.pl

poniedziałek, 7 listopada 2011

Europoseł stanął przed sądem pozwany przez licealistów

Europoseł, b. minister edukacji Ryszard Legutko stanął w czwartek przed krakowskim sądem. W procesie cywilnym, wytoczonym mu przez dwójkę licealistów, którzy złożyli petycję o usunięcie symboli religijnych wyjaśniał, dlaczego nazwał ich "rozpuszczonymi smarkaczami".


Na pierwszej rozprawie w listopadzie ub. roku pełnomocnik europosła wniósł o odrzucenie powództwa ze względu na immunitet. Sąd okręgowy uznał, że wypowiedzi Legutki nie mieściły się w zakresie sprawowania przez niego funkcji europosła. Stanowisko to podzielił sąd apelacyjny, do którego złożył zażalenie europoseł.
W czwartek na początku rozprawy Ryszard Legutko wyraził gotowość przeproszenia powodów, "o ile oni sami czują się obrażeni". Do zawarcia ugody jednak nie doszło z powodu nieobecności powódki. Sąd przesłuchał strony i świadka.
W listopadzie 2009 roku ówcześni uczniowie klasy maturalnej XIV LO we Wrocławiu (obecnie studenci warszawskich uczelni - PAP) złożyli dyrektorowi szkoły petycję, w której prosili o usunięcie symboli religijnych z terenu szkoły.
W szkole odbyła się debata na ten temat, ale symbole religijne pozostały na swoich miejscach. Natomiast były minister edukacji, obecny europoseł z okręgu wrocławskiego prof. Ryszard Legutko w publicznych wypowiedziach nazwał uczniów "rozpuszczonymi smarkaczami", a ich działania "typową szczeniacką zadymą". Mówił też o "rozwydrzonych i rozpuszczonych przez rodziców smarkaczach".
Dwoje uczniów uznało, że doszło do naruszenia ich dóbr osobistych: dobrego imienia oraz godności osobistej poprzez publiczne określenie ich mianem "smarkaczy" oraz "szczeniaków", i pozwało Ryszarda Legutkę do sądu. W pozwie domagają się przeprosin na łamach dwóch gazet, w których europoseł wypowiadał się na ich temat, oraz wpłaty 5 tys. zł na cele społeczne.
Jak zeznał przed sądem Ryszard Legutko, był oburzony sprawą petycji, o której dowiedział się od dziennikarza. Działanie licealistów nazwał agresywnym, arbitralnym i bezprawnym. "Dotyczyło to bardzo agresywnego zachowania, ponieważ nie chodziło o wypowiedź, a o działanie. Sprawa obecności krzyży w szkołach jest uregulowana rozporządzeniem MEN, więc było to działanie sprzeczne z prawem. Ponadto wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawie Lautsi przeciwko Włochom, na który powoływali się licealiści, dotyczył kraju z innym systemem prawnym" – wyjaśniał pozwany europoseł.
Pytany, czy jego oburzenie wynikało także ze względów światopoglądowych, europoseł wyjaśnił: "Ta sprawa jest sprzeczna z moimi poglądami, ale ona nie dotyczy poglądów, tylko konkretnego działania. W Polsce usuwanie krzyży ze szkół kojarzy się jak najgorzej co najmniej od 150 lat" – powiedział Ryszard Legutko.
Wyjaśnił także, że dla niego słowa o +rozpuszczonych smarkaczach+ oznaczają "kogoś takiego, który mówi ja to chcę i to chcę natychmiast".
Pytany, czy uważa wypowiedziane przez siebie słowa za dopuszczalne w debacie publicznej Legutko wyjaśnił, iż "nie jest to sprawa debaty publicznej, to jest kwestia dotycząca oceny pewnych działań". "Czym innym są wypowiedzi publiczne, a czym innym debata publiczna, np. co do problemu neutralności światopoglądowej państwa" - stwierdził ponadto. Jego zdaniem, licealiści nie uczestniczyli w debacie publicznej. "Działanie zmierzające do usunięcia krzyża w formie petycji nie jest debatą" - wyjaśnił. Stwierdził także, że w debacie publicznej wyraziłby się inaczej i podał przykład: "przepraszam pana, ale to co pan proponuje, ma charakter postawy smarkaczostwa".
Legutko wyraził też opinię, że "człowiek w pewnym wieku cieszy się tym przywilejem, że może mówić dosadniej do dużo młodszych ludzi". Dodał też, że z racji funkcji publicznych jest zobligowany do wypowiedzi ocennych, w których stara się wartościować pewne kwestie. 
Na pytanie strony przeciwnej, co było złego w złożeniu petycji, wyjaśnił: "Jest to szkodnictwo, dlatego że to brutalizuje życie szkoły. W ogóle walka z krzyżem jako symbolem związanym bardzo ściśle z polską tradycją zawsze przynosiła złe skutki i to nie ma nic wspólnego z tym, czy ktoś jest chrześcijaninem czy nie, czy wierzy w Boga, czy nie, czy jest lewicowy czy prawicowy". Zwrócił także uwagę, iż "jest to ten sam schemat, o którym mówił: +ja to chcę i to chcę natychmiast+".
"Uważaliśmy, że symbole światopoglądowe w szkole naruszają zasadę neutralności państwa" - mówił przed sądem jeden z autorów petycji Tomasz Chabinka. Jak wyjaśnił, słowa Ryszarda Legutki sprawiły mu przykrość, ponieważ uważał go za wybitną postać. "Uznałem je za stwierdzenie, że nie mamy prawa do zabierania głosu w tej sprawie, tylko wyrażone w formie obraźliwej i wykraczającej poza normę" - powiedział.
Sąd odroczył kolejną rozprawę do 5 kwietnia 2012 roku. Sprawa jest objęta Programem Spraw Precedensowych Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Powodów w postępowaniu reprezentuje pro bono adw. dr Anna-Maria Niżankowska-Horodecka. (PAP)

Materiał pochodzi z www.lex.pl

środa, 26 października 2011

RPO: polskie sądy nie wykonują wyroków ze Strasburga


Nie ma skutecznych środków, które zapewniałyby wykonanie wyroków Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawach karnych - twierdzi rzecznik praw obywatelskich i wystąpieniu do ministra sprawiedliwości.

Rozpratrując sprawę indywidualną Rzecznik stwierdził, że istnieje potrzeba zapewnienia skutecznych środków mających na celu wykonywanie ostatecznych wyroków Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawach karnych. Wniosek, który wpłynął do Rzecznika dotyczył m.in. długotrwałego stosowania wobec wnioskodawcy tymczasowego aresztowania. 
Skarga tej osoby na nadmiernie długie stosowanie tymczasowego aresztowania była przedmiotem rozpoznania przez Europejski Trybunał Praw Człowieka (wniosek nr 44131/05). W wyroku z 1 lipca 2008 r. Trybunał orzekł naruszenie wobec skarżącego art. 5 ust. 3 Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności. Właściwe sądy utrzymywały jednak tymczasowe aresztowanie, mimo orzeczenia Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. 
W ocenie Rzecznika kluczowym problemem prawnym w przedstawionej sprawie jest relacja pomiędzy art. 8 k.p.k., statuującym zasadę samodzielności jurysdykcyjnej sądu karnego a art. 46 ust. 1 Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności, z którego wynika obowiązek Państw będących stronami Konwencji przestrzegania ostatecznego wyroku Trybunału. W sprawie tej stwierdzenie przez Europejski Trybunał Praw Człowieka naruszenia art. 5 ust. 3 Konwencji obligowało sądy orzekające w przedmiocie tymczasowego aresztowania do odstąpienia od dalszego stosowania tego środka. 
Wyroki Europejskiego Trybunału Praw Człowieka mogą stanowić podstawę do wznowienia postępowania karnego (art. 540 § 3 k.p.k.). Nie ma jednak unormowania jednoznacznie wskazującego na związanie sądu tego rodzaju orzeczeniem. Dlatego rzecznik praw obywatelskich zwraca się do ministra sprawiedliwości z prośbą o poinformowanie o zajętym stanowisku i ewentualnie podjętych działaniach.
Materiał pochodzi z www.lex.pl

wtorek, 25 października 2011

Sąd oceni, czy zdjęcie ślubne może być plagiatem


Młode pary fotografują się w przeróżnych sceneriach i stylizacjach, czasem bardzo dziwacznych. Zdjęcie państwa młodych owiniętych kołdrą obwiązaną sznurkiem na tle przyrody autorstwa Rafała Bednarza zrobiło furorę. Przedrukowały je też "Wysokie Obcasy". Teraz będzie przedmiotem procesu sądowego.


Autor, fotograf specjalizujący się w zdjęciach młodych par, jest z niego dumny. Jednak gdy na targach ślubnych zobaczył na ulotkach i materiałach reklamowych kolegi po fachu fotografię identycznie zainscenizowaną, tylko z inną parą młodą w środku kołdry i w nieco innych okolicznościach przyrody, poczuł się pokrzywdzony. Poprosił autora zdjęcia o jego usunięcie z reklamówek. Dostał jednak odpowiedź, że tylko sąd może go do tego zmusić, więc wystąpił na drogę sądową.


Materiał pochodzi z www.lex.pl

piątek, 14 października 2011

Prokuratura odwołała się od wyroku uniewinniającego "Nergala"


Gdyńska Prokuratura Rejonowa wniosła we wtorek do sądu apelację od wyroku uniewinniającego Adama Darskiego "Nergala" od zarzutu znieważenia uczuć religijnych.


Sprawa dotyczy koncertu z września 2007 r. w klubie Ucho w Gdyni, podczas którego lider deathmetalowego zespołu Behemoth, Adam Darski "Nergal" podarł Biblię i nazywał ją przy tym m.in. "kłamliwą księgą". W trakcie występu Darski nazwał też Kościół katolicki "największą zbrodniczą sektą".
Jak powiedział we wtorek szef Prokuratury Rejonowej w Gdyni Witold Niesiołowski, apelacja trafi do gdańskiego Sądu Okręgowego. Niesiołowski dodał, że zdaniem śledczych wydając uniewinniający wyrok w tej sprawie, sąd przeprowadził właściwe postępowanie dowodowe, wysnuł jednak z dowodów nieprawidłowe wnioski.
„Naszym zdaniem popełnione zostało przestępstwo” – powiedział Niesiołowski, dodając, że w opinii śledczych Darski znieważył uczucia religijne, nawet jeśli działał „bez zamiaru bezpośredniego”.
Poza prokuraturą własną apelacje od wyroku w sprawie „Nergala” złożył także w ubiegłym tygodniu szef Ogólnopolskiego Komitetu Obrony przed Sektami Ryszard Nowak, który był oskarżycielem posiłkowym w procesie zakończonym uniewinnieniem Darskiego.
Składając apelację, Nowak poinformował PAP, że napisał w niej m.in., iż sąd pierwszej instancji "w sposób absolutnie dowolny interpretował zeznania, a także przyjął, iż artysta może przeklinać, ordynarnie odnosić się do Pisma Świętego, może używać mowy nienawiści i szerzyć nienawiść do chrześcijaństwa".
Wyrok uniewinniający Adama Darskiego zapadł przed Sądem Rejonowym w Gdyni 18 sierpnia br. W uzasadnieniu tej decyzji sędzia Krzysztof Więckowski powiedział, że działanie oskarżonego było "swoistą formą sztuki", zgodną z "metalową poetyką grupy Behemoth" oraz kierowaną do "określonej i hermetycznej publiczności".
Prokuratura oskarżyła Darskiego na podstawie doniesienia kilku pomorskich posłów PiS oraz Ryszarda Nowaka, którzy obejrzeli w internecie film z koncertu.
Zdarzenie z udziałem muzyka było już raz rozpatrywane przez gdyński sąd, który pod koniec czerwca 2010 r. umorzył postępowanie przeciwko Darskiemu, uznając, że nie doszło do popełnienia przestępstwa. Od tego postanowienia odwołała się prokuratura oraz Ryszard Nowak. We wrześniu 2010 r. gdański Sąd Okręgowy nakazał ponownie rozpatrzyć sprawę.
Zachowanie „Nergala” w trakcie koncertu, jaki miał miejsce w Gdyni w 2007 roku, stało się przyczyną licznych protestów przeciwko zaangażowaniu Darskiego jako jurora w emitowanym przez TVP od września br. programie "Voice of Poland". Listy do prezesa TVP wystosowali w tej sprawie m.in. przewodniczący Rady Konferencji Episkopatu Polski ds. Kultury i Ochrony Dziedzictwa Kulturowego bp Wiesław Mering oraz przewodniczący Rady KEP ds. Środków Społecznego Przekazu abp Sławoj Leszek Głódź.
Z kolei PiS w związku ze sprawą zapowiedział zgłoszenie projektu noweli ustawy o rtv, który ma dać obywatelom wpływ na program mediów publicznych. Zgodnie z projektem, jeśli 10 tys. osób - płacących abonament lub zgodnie z prawem z niego zwolnionych - podpisze się pod wnioskiem o zmianę formuły programowej albo elementu programu, "którego w mediach publicznych nie chcą tolerować", to Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, po otrzymaniu pisma, w ciągu dwóch tygodni będzie miała obowiązek zająć stanowisko i wydać decyzję w sprawie.
W ubiegłym tygodniu Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji uznała, że zatrudnienie Darskiego w roli jurora nie narusza obowiązującego prawa, a analiza dotychczas wyemitowanych odcinków "The Voice of Poland" nie daje podstaw do interwencji.(PAP)



Materiał pochodzi z www.lex.pl

czwartek, 29 września 2011

Czy robienie zdjęć policyjnych przestępcom narusza ich prawo do prywatności?

Rzecznik praw obywatelskich Irena Lipowicz pyta Komendanta Głównego Policji o ujawnianie wizerunku osób prywatnych podczas akcji przeprowadzanych przez funkcjonariuszy.

"W ocenie rzecznika, może w tych okolicznościach dochodzić do naruszenia praw i wolności osób prywatnych, które są na nagraniach lub zdjęciach, takich jak prawo do prywatności, prawo do dobrego imienia, czy też prawo do autonomii informacyjnej" - napisała Lipowicz w liście do gen. Andrzeja Matejuka. Jej zdaniem filmowanie oraz robienie zdjęć, a następnie upublicznianie tych materiałów, nasuwa wiele wątpliwości.

Nie jest niezgodne z prawem prasowym

RPO dodała, że nie ma na myśli sytuacji, gdy prokurator lub sąd zezwolił, ze względu na ważny interes społeczny, na ujawnienie danych osobowych i wizerunku osób, przeciwko którym toczy się postępowanie. Przyznała, że co do zasady upublicznianie filmów lub zdjęć z zasłoniętymi lub zniekształconymi twarzami osób, wobec których podejmowane są czynności przez policję, nie jest niezgodne z Prawem prasowym, zakazującym publikacji bez zgody zainteresowanych danych osobowych i wizerunku osób, przeciwko którym toczy się postępowanie karne - jak również świadków, pokrzywdzonych i poszkodowanych.

Rozpoznawani przez rodzinę i znajomych

"Ze skarg wpływających do Rzecznika wynika jednak, że pomimo tego rodzaju zabiegów, osoby zatrzymywane, lub u których przeprowadzane jest przeszukanie, są bez trudu rozpoznawane przez rodzinę, znajomych, sąsiadów lub współpracowników i ponoszą z tego powodu rozmaite negatywne konsekwencje" - podkreśla Lipowicz.

Według niej "niepokojącym aspektem zagadnienia" jest pochodzenie upublicznianych materiałów. "Wydaje się bowiem, że materiały takie mogą pochodzić z dwóch źródeł: od funkcjonariuszy, którzy robią zdjęcia lub filmują przebieg zdarzeń, bądź też od osób zawodowo trudniących się dostarczaniem tego rodzaju materiałów redakcjom gazet czy stacjom telewizyjnym" - dodała. W pierwszym przypadku nasuwa się pytanie, czy zrobione przez policjantów zdjęcia lub filmy są przekazywane odbiorcom za wiedzą i zgodą przełożonych.

Zakrycie twarzy nie wystarczy

W ocenie Lipowicz informacje o działaniach policji powinny być przedstawiane mediom w sposób wykluczający możliwość zidentyfikowania osób prywatnych uczestniczących w zatrzymaniach, czy przeszukaniach. "Wymogu tego nie spełnia zakrycie lub zdeformowanie w przekazie medialnym jedynie twarzy takich osób" - podkreśliła.

Za niemniej niepokojące RPO uznaje sytuacje, gdy na miejscu czynności prowadzonych przez policję są reporterzy fotografujący lub filmujący przebieg zdarzenia. "Oznacza to bowiem, że otrzymali oni drogą nieoficjalną informacje o planowanym czasie i miejscu akcji policyjnej. W takich okolicznościach jest wysoce prawdopodobne, że przekazanie informacji mogło stanowić przestępstwo" - dodała.

W konkluzji Lipowicz zwróciła się do Matejuka o ustosunkowanie się do przedmiotowego problemu oraz poinformowanie o zajętym stanowisku i

ewentualnie podjętych działaniach.

"To, co robi policja, jeśli chodzi o nagrywanie lub udostępnianie mediom takich materiałów, jest zgodne z prawem" - powiedział PAP rzecznik KGP Mariusz Sokołowski. Dodał, że policja "dba o ochronę wizerunku takich osób". Zwrócił ponadto uwagę, że także media, publikując takie filmy lub zdjęcia, mają obowiązek zapewnienia ochrony wizerunku. Sokołowski zapewnił, że RPO dostanie odpowiedź na swój list.

Materiał pochodzi  z  http://wiadomosci.gazeta.pl

niedziela, 25 września 2011

Bez nakazu nie mogą "przeszukać" komórki. Gdzie tak jest?

Ciekawy precedens. W Kalifornii policjanci nie mają prawa grzebać nikomu w telefonie. Mogą natomiast zabezpieczyć urządzenie.


Twój telefon, twoją fortecą!
Gdyby zdarzyło wam się kiedykolwiek odwiedzić Kalifornię, warto być świadomym tego, że tamtejsza policja nie ma prawa bez sądowego nakazu zerknąć do waszej komórki, tabletu, czy nawet przenoszonej w kieszeni pamięci USB. Takie "przeszukanie" jest od teraz nielegalne.
Elektronika, którą ma przy sobie aresztowany musi być teraz traktowana tak samo jak sprzęt przechowywany w domu. Funkcjonariusz może ją jedynie zabezpieczyć i oddać do depozytu. Aby zapoznać się z ewentualnym materiałem dowodowym, potrzebuje wyraźnej zgody sądu.Sprawia jest o tyle interesująca, iż kompletnie odwraca kota ogonem. Do tej pory na mocy orzeczenia Sądu Najwyższego Kalifornii, policjanci mieli pełną dowolność w kwestii tego, co zrobią z telefonami osób zatrzymanych. Mogli czytać ich maile, SMSy, czy nawet przeglądać zdjęcia.
Nowe prawo gwarantuje zatrzymanej przez policję osobie, zupełnie nowe standardy w zakresieochrony prywatności. Po raz pierwszy taka sytuacja jest w USA precyzowana przez stanową legislację. 
A w Polsce? Zdarza się, że legitymujący policjanci proszą o komórkę w celu sprawdzenianumeru IMEIPrawnicy wskazują na to, że tego typu życzenie okazania telefonu jest bezpodstawne o ile nie zachodzi podejrzenie popełnienia przestępstwa. Policja natomiast uzasadnia swoje działania koniecznością weryfikacji tego, czy telefon nie został wcześniej skradziony.
Materiał pochodzi  z http://www.komputerswiat.pl

czwartek, 22 września 2011

Przestępcy trudniej będzie uniknąć więzienia


Sejm uchwalił ustawę zmieniającą Kodeks karny wykonawczy. Ma ona na celu m.in. zmniejszenie liczby osób unikających więzienia.

Przede wszystkim w nowelizacji rezygnuje się z możliwości zaskarżania przez skazanego każdej dotyczącej go decyzji zapadającej na etapie postępowania wykonawczego i ogranicza się ją do kwestii najistotniejszych. Nie będzie można już odwołać się od orzeczeń niemających zasadniczego wpływu na treść uprawnień i obowiązków skazanego w postępowaniu wykonawczym.
Zaskarżeniu nie będą podlegać orzeczenia, które można podzielić na dwie kategorie. W pierwszej będą orzeczenia, które nie mają wpływu na prawa i obowiązki skazanego w postępowaniu wykonawczym (np. dotyczące wstrzymania wykonania orzeczenia). W drugiej - orzeczenia mające wprawdzie wpływ na prawa i obowiązki skazanego, ale zasadniczo wydawane na jego korzyść (np. dotyczące zmniejszenia godzin pracy lub wysokości miesięcznych potrąceń z wynagrodzenia za pracę). Nowela wyszczególnia też orzeczenia, na które ma przysługiwać zażalenie - np. te związane z pozbawieniem wolności. Wyjątek będzie dotyczył spraw najistotniejszych, np. postanowienia o udzieleniu przerwy w wykonywaniu kary, jeżeli sprzeciwia się temu prokurator.
Wykonalność z chwilą wydania
Nowela wprowadza przepis, zgodnie z którym złożenie wniosku o wydanie postanowienia w postępowaniu wykonawczym nie wstrzymuje wykonania orzeczenia, którego ten wniosek dotyczy. Ponadto postanowienia w postępowaniu wykonawczym będą wykonywane z chwilą ich wydania, a nie uprawomocnienia.
Mniej nieuzasadnionych wniosków
Ciężar dowodowy ma zostać przeniesiony na wszystkie uprawnione podmioty, które we wnioskach o wszczęcie postępowania wykonawczego przed sądem będą musiały wskazać argumenty na poparcie zawartych w nich żądań. Jeśli wniosek nie będzie odpowiednio uzasadniony, sąd nie będzie musiał się nim zajmować. Zdaniem projektodawców powinno to ograniczyć liczbę składanych wniosków bez odpowiedniego uzasadnienia.
Bez udziału stron
W myśl nowelizacji większość spraw (z wyjątkiem tych najważniejszych) sąd ma rozpoznawać bez udziału stron. Osoby niepełnoletnie będą mogły korzystać z widzeń tylko pod opieką dorosłych. Ponadto, skazany będzie musiał poddać się badaniu na obecność alkoholu, środków odurzających lub substancji psychotropowych. Obecnie nie ma takiego obowiązku. Jeśli nie będzie chciał się zgodzić na takie badanie, to zostanie uznany za osobę pod wpływem alkoholu lub narkotyku. Pojawiły się ponadto nowe przepisy dotyczące kuratorów sądowych, wprost nakładające na nich obowiązek wykonywania określonych czynności zawodowych. Poza tym część istotnych zadań kuratorów sądowych sąd będzie powierzał stowarzyszeniom, organizacjom i instytucjom przygotowanym do pracy ze skazanymi. Chodzi np. o dozór nad skazanymi.
Wnioski sprzed nowelizacji wg starych zasad
Wprowadzono też normę intertemporalną zabezpieczającą pozycję prawną tych osób, które wniosły zażalenie przed wejściem w życie ustawy. Nowelizacja zakłada bowiem utratę prawa do wniesienia tego środka odwoławczego w wielu przypadkach, gdzie w obecnym stanie prawnym przysługuje.
Ustawa została uchwalona na 100. posiedzeniu Sejmu w dniu 16 września 2011 r. Teraz czeka na podpis Prezydenta.
Ostateczny tekst ustawy dostępny na http://orka.sejm.gov.pl/proc6.nsf/opisy/3961.htm.

Material pochodzi  z http://prawo.e-katedra.pl

środa, 21 września 2011

Za usunięcie auta 459 zł, za rower 105


Minister finansów ogłosił maksymalne stawki opłat za usunięcie pojazdu z drogi i jego przechowywanie na parkingu strzeżonym obowiązujące w 2012 r.


Zgodnie z obwieszczeniem Ministra Finansów z dnia 12 września 2011 r. (M.P. Nr 82, poz. 830) maksymalne stawki wynoszą w przypadku:
- roweru lub motoroweru: za usunięcie - 105 zł, za każdą dobę przechowywania - 16 zł;
- motocyklu: za usunięcie - 209 zł, za każdą dobę przechowywania - 23 zł;
- pojazdu o dopuszczalnej masie całkowitej do 3,5 t: za usunięcie - 459 zł, za każdą dobę przechowywania - 35 zł;
- pojazdu o dopuszczalnej masie całkowitej powyżej 3,5 t do 7,5 t: za usunięcie - 574 zł, za każdą dobę przechowywania - 47 zł;
- pojazdu o dopuszczalnej masie całkowitej powyżej 7,5 t do 16 t: za usunięcie - 813 zł, za każdą dobę przechowywania - 68 zł;
- pojazdu o dopuszczalnej masie całkowitej powyżej 16 t: za usunięcie - 1.199 zł, za każdą dobę przechowywania - 126 zł;
- pojazdu przewożący materiały niebezpieczne: za usunięcie - 1.459 zł, za każdą dobę przechowywania - 188 zł.
Materiał pochodzi z www.lex.pl 

wtorek, 20 września 2011

Straż gminna wystawi mandat z komputera


W piątek 16 września 2011 r. wchodzi w życie nowelizacja rozporządzenia w sprawie nakładania grzywien w drodze mandatu karnego, która wprowadza uproszczony system umożliwiający sprawne ukaranie grzywną w drodze mandatu karnego osób popełniających wykroczenia ujawnione urządzeniem rejestrującym.


Nowe przepisy upraszczają tryb nakładania grzywien w drodze mandatu karnego, wprowadzając możliwość nakładania ich przy użyciu formularza wygenerowanego przez system informatyczny. 


Materiał pochodzi z www.lex.pl

poniedziałek, 19 września 2011

Tortury są ciągle obecne, m.in. w więziennictwie i policji


Wydawać by się mogło, że współczesny świat nie ma problemu z torturami, ale są one ciągle obecne w naszym życiu publicznym; m.in. w więziennictwie i w policji - podkreślano na międzynarodowej konferencji Rzeczników Praw Obywatelskich dot. krajowych mechanizmów prewencji. W tym kontekście wymieniano m.in. warunki panujące w zakładach karnych, także polskich, ale również w domach socjoterapeutycznych, policyjnych izbach dziecka, szpitalach psychiatrycznych, domach pomocy społecznej.


Dwudniowa konferencja dla ombudsmanów i ekspertów została zorganizowana w ramach polskiej prezydencji w Unii Europejskiej. Uczestniczą w niej przedstawiciele kilkunastu państw, m.in. Norwegii, Hiszpanii, a nawet Pakistanu.
"Każdy kraj, który ma prezydencję organizuje dla Międzynarodowej Organizacji Ombudsmanów spotkanie" - powiedziała Rzecznik Praw Obywatelskich prof. Irena Lipowicz. Dodała, że tym razem jest ono poświęcone Konwencji ws. Stosowania Tortur oraz Poniżającego i Nieludzkiego Traktowania.
"Rozmawiamy o tym, w jaki sposób najlepiej przeprowadzać inspekcje i kontrole w miejscach pozbawienia wolności: wszelkich, a więc nie tylko zakładach karnych, ale również w domach socjoterapeutycznych, policyjnych izbach dziecka, a także szpitalach psychiatrycznych, domach pomocy społecznej, gdzie ludzie są - z powodu własnych zaburzeń - przetrzymywani wbrew własnej woli" - wyjaśniła Lipowicz.
Obecny na spotkaniu minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski powiedział, że sposób i forma przeprowadzania wizytacji w zakładach karnych przez zespół RPO jest inspiracją dla zmian w funkcjonowaniu więziennictwa. Zaznaczył także, że ogromne znacznie ma działalność prewencyjna.
Także prof. Zbigniew Lasocik z Uniwersytetu Warszawskiego mówił podczas konferencji, że chodzi nie tylko o to, by reagować na przypadki stosowania tortur, ale by im zapobiegać". "Zapobiegać to znaczy działać w taki sposób, żeby eliminować możliwości pojawienia się tortur i eliminować ryzyko pojawienia się ich" - wyjaśnił. "Wydawać by się mogło, że im bardziej zacofany i biedny kraj, tym problem tortur jest poważniejszy" - powiedział. Tymczasem - zaznaczył - wcale tak nie musi być.
"Możemy sobie wyobrazić cele więzienne, które są bardzo szczelnie izolowane, czyszczone, ale wystarczy, że zamknie się dopływ powietrza i człowiek się w zasadzie dusi; przecież nikt go nie bije" - wyjaśnił Lasocik. "Są to bardzo wyrafinowane sposoby torturowania i to nadal są tortury" - dodał.
W Polsce Krajowy Mechanizm Prewencji istnieje od 2008 roku, realizację jego zadań powierzono Rzecznikowi Praw Obywatelskich. W jego ramach zespoły składające się z pracowników biura RPO i ekspertów odwiedziły ponad 80 tego typu instytucji: więzień, ośrodków wychowawczych, szpitali psychiatrycznych, a także ośrodków dla cudzoziemców i innych placówek.
Kontrole wykazały, że największym problemem polskich więzień i aresztów jest przeludnienie oraz panujące w nich warunki bytowe. Chodzi m.in. o niewystarczające oświetlenie cel, brak ciepłej wody, ograniczoną cyrkulację powietrza czy brak zabudowy kącików sanitarnych. Przedstawiciele RPO zaznaczyli także w raporcie, że więzienia i areszty nie są przystosowane do umieszczania w nich osób niepełnosprawnych - nie ma w nich m.in. wind, które umożliwiałyby takim więźniom korzystanie np. z zajęć kulturalno-oświatowych.



Materiał pochodzi z www.lex.pl

środa, 14 września 2011

Sprawdź, kto może ukarać nas mandatem

Straż graniczna stanie się kolejną służbą - po policji, straży miejskiej, pożarnej oraz Inspekcji Transportu Drogowego - która będzie mogła wlepić mandat kierowcom, popełniającym wykroczenia. Czy to nie jest przesada? Uprawnienia naszych służb rozrastają się w nieprawdopodobnym tempie. Komu to jest potrzebne i czy na pewno chodzi tylko o nasze bezpieczeństwo?.





Do tej pory funkcjonariusze straży granicznej zatrzymywali samochody, żeby szukać przemycanych towarów. Sprawdzali też, czy pojazd nie jest kradziony. Od 18 września będą mieli uprawnienia niemal takie, jak drogówka. Wlepią nam mandat także za wykroczenia na drodze. Wprawdzie nie za wszystkie, ale kierowcy będą musieli uważać także i na nich.

Do listy wykroczeń, za które ukarze nas straż graniczna MSWiA dołącza także umyślne wprowadzenie w błąd, czyli podanie pogranicznikowi nieprawdziwych informacji, np. co do tożsamości danej osoby, jej obywatelstwa, zawodu, zatrudnienia, a także adresu.

MSWiA chce także , aby straż graniczna mogła wypisywać mandaty osobom, które wystawiają, wywieszają lub wyrzucają za okno ciężkie przedmioty lub płyny w taki sposób, że zagrażają one przechodzącym osobom.
Mandat od pogranicznika już za tydzień dostanie także ten, kto nie zachowa środków ostrożności przy trzymaniu np. agresywnego psa.

Te służby  mogą Cię ukarać:

STRAŻ GRANICZNA: za wykroczenia drogowe, podanie nieprawdziwych informacji, powodowanie niebezpieczeństwa (np. wywieszanie za oknem ciężkiej doniczki).

STRAŻ MIEJSKA: za złe parkowanie, za wywoływanie zgorszenia w miejscu publicznym, prowadzenie psa bez kagańca, picie alkoholu w miejscach publicznych.

STRAŻ POŻARNA: za utrudnienie, np. zaparkowanym autem akcji gaśniczej.

WYWIAD SKARBOWY: może podsłuchiwać, obserwować, sprawdzać przesyłki.

INSPEKCJA TRANSPORTU DROGOWEGO: są jak drogówka; sprawdzą też paliwo w baku.

Materiał pochodzi z  

 

wtorek, 6 września 2011

Łódź: Zburzył swoją zabytkową willę - grozi mu 5 lat więzienia


Zarzut zniszczenia zabytkowej willi przy ul. Zgierskiej w Łodzi poprzez zlecenie jej rozbiórki przedstawiono właścicielowi obiektu Michałowi L. Mężczyzna nie przyznaje się do zarzucanego czynu. Grozi mu do 5 lat więzienia.

Według prokuratury właściciel willi działał bez wymaganego zezwolenia i w sposób mogący spowodować zagrożenie bezpieczeństwa dla ludzi, mienia czy też zagrożenie dla środowiska.
63-letni Michał L. podczas przesłuchania w komendzie policji nie przyznał się do zarzucanego czynu. - Przedstawił posiadane opinie, w tym opinię prawną i złożył wyjaśnienia, w których stwierdził, że w jego ocenie obiekt nie miał charakteru zabytkowego - powiedział rzecznik łódzkiej prokuratury okręgowej Krzysztof Kopania.
Mężczyzna usłyszał zarzut naruszenia Prawa Budowlanego, czyli prowadzenia prac rozbiórkowych bez wymaganego zezwolenia (grozi za to do 2 lat pozbawienia wolności) jak i popełnienia przestępstwa z Ustawy o ochronie zabytków, czyli zniszczenia zabytku. Grozi za to kara do pięciu lat więzienia i nawiązka na cele społeczne w wysokości nawet do 30-krotnego, minimalnego wynagrodzenia.
Willa pochodząca z ok. 1915 roku została zburzona przez właściciela pod koniec czerwca. Obiekt był wpisany do gminnej ewidencji zabytków, a - według informacji Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków - wszczęto też procedurę wpisania go do wojewódzkiego rejestru zabytków.
Mieszkańcy oburzeni
Zburzenie willi zbulwersowało wielu łodzian. Mieszkańcy sąsiadującego z nim osiedla dokumentowali rozbiórkę na zdjęciach i filmach, które ukazały się w internecie; na portalach społecznościowych wielu mieszkańców nie kryło oburzenia.
Wojewódzki Konserwator Zabytków w Łodzi złożył zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez właściciela willi. Zdaniem konserwatora właściciel miał świadomość tego, że obiekt jest wpisany do ewidencji zabytków i wiedział, że jakiekolwiek prace muszą być uzgodnione z konserwatorem, czego nie zrobił. Jego przedsięwzięcie nie było też zgłoszone - zgodnie z prawem budowlanym - jako rozbiórka.
Zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa skierowali także do prokuratury łódzki senator i minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski oraz szef Rady Miejskiej w Łodzi Tomasz Kacprzak.
Śledztwo w tej sprawie prowadzi policja i Prokuratura Rejonowa Łódź-Bałuty. Przeprowadzono m.in. oględziny i zebrano materiał filmowy. Przesłuchano świadków, w tym m.in. wykonawcę, któremu właściciel zlecił wyburzenie pałacyku.
Materiał pochodzi z http://wiadomosci.gazeta.pl/

środa, 31 sierpnia 2011

Dane o karalności dostępne przez internet


Zaświadczenie o niekaralności będzie można uzyskać przez internet, chociaż to ułatwienie nie dla każdego.


Nowelizacja ustawy o Krajowym Rejestrze Karnym, uchwalona wczoraj przez Sejm, zakłada, że dane o niekaralności będzie można uzyskać drogą elektroniczną. Jednak nie każdy będzie mógł uzyskać tą drogą zaświadczenie.
Aby składać wnioski do KRK za pośrednictwem internetu, trzeba mieć bezpieczny podpis elektroniczny. Akceptowany będzie także podpis potwierdzony profilem zaufanym na platformieePUAP.
Wydrukowana kopia zaświadczenia o niekaralności będzie miała moc urzędowego dokumentu.
Łatwiejsze będzie także uzyskiwanie przez przedsiębiorców informacji z rejestrów karnych innych państw członkowskich UE.
Nowe przepisy w większości wejdą w życie 27 kwietnia przyszłego roku.
Materiał pochodzi z http://www.komputerswiat.pl

czwartek, 25 sierpnia 2011

Strażnik leśny ma prawo zatrzymać kierowcę na leśnej drodze, wylegitymować go i wystawić mu mandat


Wybierając się do lasu na grzyby, trzeba upewnić się, czy po leśnej drodze można jeździć. W większości przypadków wjazd samochodem do lasu jest zabroniony. Ustawa o lasach dopuszcza jazdę w lesie tylko po drogach publicznych oraz takich, które są oznakowane drogowskazami dopuszczającymi ruch po nich. Przepisy te dotyczą nie tylko samochodów, ale także motorowerów oraz pojazdów zaprzęgowych.
Jeżeli nie ma znaku, który zezwala na przejazd taką drogą, to nie wolno wjeżdżać do lasu. W przypadku spotkania ze strażnikiem leśnym nie pomoże tłumaczenie, że nie było znaku zabraniającego wjazd.
– Nie mamy obowiązku ustawiania znaków zakazujących wjazdu do lasu, choć w niektórych miejscach są takie znaki – mówi Anna Malinowska, rzeczniczka prasowa Lasów Państwowych. Przestrzega, że każdy, kto wjeżdża do lasu, musi się liczyć z tym, że może dostać mandat od 20 zł do 500 zł.
Zgodnie z prawem są wyjątki od takich zakazów. Oczywiście mogą wjechać do lasu pracownicy nadleśnictwa czy osoby nadzorujące gospodarkę leśną, jeżeli jest to związane z ich czynnościami służbowymi. Zakaz nie dotyczy także rolników, którzy mają grunty rolne położone wśród lasów. Do lasów mogą wjechać także myśliwi, ale mogą to uczynić, jeżeli jest to związane z wykonywaniem przez nich czynności gospodarczych.
Zakaz nie ma zastosowania także w niektórych sytuacjach. Chodzi o przypadki, gdy wjazd do lasu jest konieczny ze względu na potrzebę ratowania czyjegoś życia lub zdrowia. Podobnie jest w przypadku uczestniczenia w gaszeniu pożaru.
Po lesie autami mogą poruszać się także funkcjonariusze Straży Granicznej, pracownicy leśnych jednostek naukowych, instytutów badawczych i doświadczalnych, w związku z wykonywaniem badań lub doświadczeń z zakresu leśnictwa i ochrony przyrody. Zakaz nie dotyczy także wojewódzkich konserwatorów przyrody oraz pracowników Służb Parków Krajobrazowych, a także osób sporządzających plany urządzenia lasu czy robiących inwentaryzację.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna