czwartek, 13 grudnia 2012

Transgraniczna przestępczość zorganizowana w Europie

Ze świeżo upieczonym doktorem nauk prawnych - Patryk Kuzior; specjaliście z zakresu transgranicznej przestępczości zorganizowanej w Europie.



poniedziałek, 8 października 2012

PRZESTĘPSTWO OSZUSTWA W DZIAŁALNOŚCI ZWIĄZANEJ Z OBROTEM WIERZYTELNOŚCIAMI


Temat dotyczy podejmowanego przeze mnie (http://studentprawa.edu.pl/artykuly/item/2430-wady-post%C4%99powania-elektronicznego-przed-e-s%C4%85dem%20) jak i przez wielu innych autorów, problemu wydawania nakazów zapłaty w oparciu o nieprawidłowy lub nierzetelny, materiał dowodowy, jakim jest dokumentacja finansowa (księgowa itd) powoda. Chodzi o sytuacje, w których strona powodowa (tzn. właściciel wierzytelności) dostarcza do Sądu własną dokumentację, z której wynika, że pozwany jest zobowiązany do zapłacenia określonej kwoty za takie lub inne usługi lub towary.
Tutaj akurat tych „usług" lub „towarów" jest dużo, bo są to niezapłacone rachunki za telewizję satelitarną lub kablową. Ale też i mnóstwo innych, jak np: zadłużenie wobec banku lub innej instytucji finansowej. – odsyłam do innych publikacji, przede wszystkim internetowych, gdzie są opisywane konkretne przypadki. Otóż ten aspekt tzw. „wyłudzania" płatności w ramach uzyskania stosownego wyroku Sądu, ma również wymiar karnoprawny. I ma on miejsce co najmniej w dwóch sytuacjach całego tego procederu związanego z szeroko pojętym procesem handlu (lub też obrotu) wierzytelnościami. Pierwsza sytuacja ma miejsce wtedy, gdy jeden podmiot zbywa hurtem, drugiemu dokumentację, z której wynikają różne niespłacone należności. A ten drugi dochodzi przed Sądem wydania nakazu zapłaty. Przecież takie zbycie dokumentacji, co do nieistniejących należności, to przecież przestępstwo oszustwa. Nabywca nabywa dokumenty z których wynika jakieś zadłużenie, a którego w rzeczywistości nie ma. Więc mogą to być spreparowane dokumenty, z których wynika jakieś zadłużenie, lub też ukryto część dokumentacji (informacji), z której wynika, że należność została spłacona lub nie istniała. Akurat ja miałem taką przygodę (opisałem ją w artykule pod ww. linkiem), gdzie bank, który sprzedał wierzytelność firmie windykacyjnej, ukrył informację, że w 2005 r. umorzył mi zadłużenie, ponieważ powstało ono z winy pracownika banku (dokładnie z jego nadgorliwości). I sprzedał taką wierzytelność firmie, która w 2012 r. wezwała mnie pisemnie do zapłaty prawie 300 zł. Otóż bank sprzedał nieistniejącą wierzytelność, bo ukrył dokument w którym umorzył mi tą kwotę. Czyli na „chłopski rozum", poprzez takie świadome zachowanie, doprowadził do niekorzystnego rozporządzenia mieniem przez nabywcę. Bo sprzedał mu wierzytelność, która nie istnieje, i nigdy nie istniała. Jednakże zataił tą informację przed nabywcą. Słowem oszustwo z art. 286 KK. Albo i też przestępstwo nierzetelnego prowadzenia dokumentacji z art. 303 KK. To tylko moja taka pobieżna kwalifikacja karnoprawna. Zaś dalsze ustalenia organów ścigania karnego pozwoliło by na dalszą ocenę prawną. Ciekawe, że też jeszcze te podmioty – strony transakcji tymi wierzytelnościami, jeszcze się nie dochodzą między sobą. Albo może nie są jeszcze medialnie nagłaśniane tego rodzaju sprawy. Mam na myśli wszystkie tego rodzaju sytuacje w skali kraju, a nie jedynie mój przypadek (czyli transakcję między firmami). Bo są to naprawdę problemy o dużym wydźwięku społecznym. W moim przypadku piszę o umorzonej należności, bo nienależnie naliczonej, a następnie umorzonej. Oczywiście trzeba tu też wziąć pod uwagę sytuację braku jakiejkolwiek należności, gdy „płatności" były płacone na bieżąco, jednak sprzedano dokumentację jako należność niezapłaconą. Czyli dokumentacja zawiera informacje o nieistniejących faktach, czyli po prostu jest prowadzona w nieprawidłowy sposób. Troszkę inaczej ma się sprawa z rzeczywistą należnością, lecz przedawnioną. Tutaj podniesienie zarzutu przedawnienia spoczywa na pozwanym, gdyż jest to jego uprawnienie procesowe, nie jest zaś badane „z urzędu". Czyli jeżeli pozwany nie wie o tym, że sam z własnej inicjatywy musi powołać się na przedawnienie, to Sąd tego nie zrobi za niego.
Wracając do płaszczyzny karnoprawnej tej sprawy i wskazania drugiego przypadku, to również dochodzenie przed Sądem stwierdzenia tej należności w oparciu o nierzetelną dokumentację, a mając świadomość braku obowiązku zapłaty tej należności (czyli posiadając wiedzę, że to zadłużenie jest nienależne), też należy uznać za możliwość doprowadzenia do niekorzystnego rozporządzenia mieniem czyli oszustwo. Tutaj akurat odbywa się to nietypowy sposób, bo poprzez uzyskanie korzystnego dla siebie wyroku sądu, który stanowi nową podstawę prawną tej należności, czyli możliwości późniejszego egzekwowania tej kwoty przez komornika. O ile w przypadku braku wiedzy o nabywaniu nieistniejącej wierzytelności, można uzasadnić takie zachowanie, zwłaszcza że w prawie cywilnym istnieje domniemanie istnienia dobrej wiary. O tyle w przypadku istnienia świadomości co do braku zadłużenia, to już możemy mówić o próbie oszustwa. Bo jak można określić zachowanie, w sytuacji posiadania wiedzy o braku zadłużenia, a zmierzające do stwierdzenia tej należności i to w formie wyroku sądowego.
Te kilka zdań, to jedynie zasygnalizowanie pewnego problemu. Nie zaś wyczerpująca analiza – tak karnoprawna jak i cywilnoprawna. Jednak wydaje się, że ma on charakter rozwojowy – w obu płaszczyznach prawnych. Pozostaje mieć nadzieję że w ostateczności, wszystkie te i podobne sprawy zostaną wyjaśnione na korzyść pokrzywdzonych i oszukanych, a sprawiedliwości stanie się za dość.
Adwokat dr Mariusz Poślednik

wtorek, 11 września 2012

BBC o Polsce: Drakońskie kary dla pijanych rowerzystów


Brytyjska stacja krytykuje Polskę, za karanie więzieniem nietrzeźwych rowerzystów. Stacja przywołuje statystyki, według których za ten czyn wyroki odsiaduje 4 tys. osób.
W lipcu w portalu Gazeta.pl pisaliśmy o zaskakujących statystykach dotyczących karania pijanych rowerzystów. Dotarliśmy do danych, według których w ubiegłym roku za jazdę rowerem w stanie nietrzeźwym skazano 51 tys. osób. Ponad 4,5 tys. z nich wylądowało i wciąż siedzi w więzieniach. Publikowaliśmy też historie nadesłane przez czytelników, rozmawialiśmy z policją i służbą więzienną.

"Drakońskie kary"

Stacja BBC wyemitowała materiał, w którym reporter opowiada o "drakońskich karach" dla nietrzeźwych rowerzystów w Polsce.
Telewizja nakręciła materiał w Żyrardowie. Reporter BBC towarzyszył patrolowi policji, który kontrolował trzeźwość rowerzystów. - Ten mężczyzna po wypiciu mógłby zostać skazany na rok więzienia - opowiada dziennikarz, wskazując na kontrolowanego przez funkcjonariuszy cyklistę.

Dalej reporter odwiedza jedno z polskich więzień. Rozmawia z mężczyzną, który nie chciał pokazać swojej twarzy, by nie zostać uznanym za kryminalistę. - Mam 9-letniego syna. Żona jest w tej chwili bez pracy. (...) Do końca kary zostało mi jeszcze 38 dni - opowiada osadzony, który skarży się, że nie może być teraz z bliskimi.

"To generuje duże koszty"

Telewizja rozmawia też z Pawłem Moczydłowskim, były szefem więziennictwa. Jego zdaniem polskie więzienia są przeludnione. - Pijani rowerzyści generują duże koszty - stwierdza Moczydłowski. [Wywiad z Moczydłowskim dla Gazeta.pl >> ]

Na koniec materiału reporter mówi o planowanej w Polsce zmianie prawa, która ma zliberalizować ustawę sprzed 12 lat.

Jak pisaliśmy wcześniej w Gazeta.pl, o zmianie prawa myśli m.in. prokurator generalny Andrzej Seremet. Twierdzi, że mimo restrykcyjnego prawa, liczba pijanych rowerzystów wcale nie maleje. - Zapełniają się tylko więzienia, a miesięczny koszt utrzymania osadzonego to 2,5 tys. zł. Już choćby z tego powodu należałoby się zastanowić, czy idziemy we właściwym kierunku - czytamy w piśmie przygotowanym przez prokuratora. 
Materiał pochodzi z http://wiadomosci.gazeta.pl

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

PRZESTĘPSTWO NARUSZENIA KONSTYTUCYJNEJ ZASADY PAŃSTWA ŚWIECKIEGO


Otóż jak wiadomo większości obywateli RP, w tym i przede wszystkim prawnikom, nasze państwo jest krajem świeckim. A przynajmniej takim powinno być, jak wymaga tego Konstytucja RP. Tak się akurat składa, że nasz kodeks karny ciągle przechodzi jakieś nowelizacje. A moja propozycja, najprawdopodobniej nie odosobniona, miała by stanowić spenalizowanie tejże właśnie konstytucyjnej zasady państwa świeckiego. Na co dzień widzimy w publicznej sferze funkcjonowania naszego kraju tj. sferze instytucji publicznych (rządowych, samorządowych) preferowanie jednej tylko religii.
Przejawia to się przede wszystkim w pierwszeństwie do wszelkich dóbr, jakie rozdzielają te instytucje publiczne. Otóż moja propozycja miała by polegać na wprowadzeniu czynu zabronionego (przestępstwa) do kodeksu karnego, przewidującego odpowiedzialność karną osób kierujących daną instytucją publiczną, które dopuszczają się tego rodzaju zachowania, jakim jest uprzywilejowanie jakiegokolwiek związku wyznaniowego w dostępie do dóbr, jakich dysponentem jest ta instytucja. To uprzywilejowanie miało by polegać na możliwości pozyskiwania jakichkolwiek dóbr publicznych z pominięciem stosownych przepisów np: ustawy o zamówieniach publicznych lub też i w braku stosownych przepisów. Chodzi tu o uzyskiwanie dotacji, dofinansowań, przydziałów gruntów i lokali, ale także i na dopuszczeniu do prezentowania poglądów i symboli religijnych w tychże urzędach i instytucjach. Mowa oczywiście o symbolu krzyża, który wisi w wielu miejscach ale również i wprowadzenia odpowiedzialności osób, które w ramach swoich publicznych obowiązków służbowych, preferują czy nawet prezentują jakiekolwiek poglądy religijne lub używają symboli religijnych w trakcie wykonywania obowiązków urzędniczych. Byłby to przepis na podobieństwo zasady apolityczności, funkcjonującej w służbie cywilnej, nazywany roboczo w tym miejscu jako zasada bezreligijności lub aregilijności. Stosowną odpowiedzialność powinni ponosić również kierujący tymi urzędami, którzy dopuszczają i tolerują (nie podejmują żadnych działań) do tego, żeby zapobiec lub nie dopuścić do tego rodzaju zachowań. A więc osoby kierujące urzędami, które pozwalają swoim podwładnym na takie zachowania i nie podejmują żadnych działań. Pojemność tego typu przestępstwa i jego znamion, to oczywiście ogromny dylemat z punktu widzenia techniki legislacyjnej, bo problem wymaga głębokiego przemyślenia i następnie zdefiniowania. Ujęcie tego przestępstwa w przepis prawny, to ciężkie zadanie. Zadanie, które również napotka opory określonych środowisk społecznych, w tym środowisk religijnych. Zaś ten pomysł jest jedynie rozwinięciem konstytucyjnej zasady państwa świeckiego. Jego wdrożenie może nastąpić nie tylko do kodeksu karnego lecz do do kodeksu wykroczeń, jak też przepisów regulujących funkcjonowanie określonych urzędów i instytucji publicznych. Funkcjonowanie tego przepisu powinno współgrać z innymi przepisami regulującymi sferę religijną. Mowa przede wszystkim o przestępstwie obrazy uczuć religijnych. W świeckim państwie nie powinien funkcjonować w kodeksie karnym przepis, który penalizuje sferę wkraczającą w zakres działalności związków wyznaniowych i wszelkich instytucji wyznaniowych. Tego rodzaju naruszenia powinny być dochodzone przez te związki wyznaniowe w drodze cywilnoprawnej tj. naruszenia dóbr osobistych. A jeśli już uznać to zachowanie za przestępstwo, to powinno ono być ścigane z oskarżenia prywatnego, aby państwowi prokuratorzy i organy ścigania karnego, nie trwonili czasu i pieniędzy publicznych na dochodzenie cudzych krzywd.
Ten krótki artykuł to jedynie wskazanie pewnego problemu i wskazanie drogi wyegzekwowania świeckości państwa. Dlatego też nie opierano go na prawnoporównawczym charakterze, nie przywoływano podstaw prawnych jak i poglądów nauki w tym temacie, gdyż nie aspiruje on do publikacji naukowej. Te jak wiadomo wymagają określonych badań naukowych i przywołania przepisów, orzecznictwa oraz poglądów nauki. Zaś jeśli stanowi ten pomysł, powtórzenie istniejącego już i opublikowanego cudzego pomysłu, to autor przeprasza za „plagiat”. Jest to jedynie uzewnętrznienie pewnej ideii, która zrodziła się na podstawie codziennych obserwacji życia publicznego.
Mariusz Poślednik
www.kancelaria.xwp.pl

środa, 20 czerwca 2012

Sprawdź kto może przeszukać Twój samochód!


Nawigacja w samochodzie nie dziwi już nikogo. GPS stał się standardowym wyposażeniem auta zarówno tego prywatnego jak i służbowego. Niestety koszt nowego oprogramowania często przewyższa koszt nawigacji, dlatego nawigacje aktualizowane są w oparciu o nielegalne programy mapowe. Jednakże czy istnieje realne zagrożenie kontroli naszego urządzenia?
Do wykrycia nielegalnego oprogramowania dochodzi najczęściej podczas kontroli drogowej dokonanej przez Policję, Inspekcję Fot: creandi.plTransportu Drogowego lub Służbę Celną. Należy mieć na uwadze, że żaden z tych organów nie dysponuje dowolnością w zakresie możliwości przeprowadzenia takiej kontroli, gdyż właściwie jest ona już przeszukaniem. Podstawą przeprowadzenia przeszukania pojazdu musi być uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa oraz przypuszczenie, że rzeczy mogące stanowić dowód w sprawie lub podlegające zajęciu (w tym przypadku nielegalne oprogramowanie) znajdują się w aucie. Jednakże jeśli nie ma żadnych przesłanek wskazujących na popełnienie przestępstwa piractwa komputerowego Policja nie może przeszukać nawigacji podczas rutynowej kontroli drogowej.

Zgodnie z kodeksem postępowania karnego Policja może dokonać przeszukania na podstawie postanowienia sądu lub prokuratora - mówi mecenas Jakub Brykczyński z Kancelarii Adwokackiej Brykczyński i Partnerzy. Jeśli uzyskanie takiego postanowienia nie było możliwe i zachodzi wypadek niecierpiący zwłoki Policja zobowiązana jest okazać nakaz kierownika komisariatu, komendy lub legitymację służbową. Jednak w takiej sytuacji sąd lub prokurator musi w ciągu 7 dni zatwierdzić przeprowadzone przeszukanie – dodaje J. Brykczyński. Jeśli okaże się, że oprogramowanie do nawigacji jest nielegalne organ może zatrzymać urządzenie jako dowód w sprawie.
 
Prawo swoje a praktyka swoje
Od marca 2011 roku również Urzędy Kontroli Skarbowej stały się organem uprawnionym do przeprowadzenia kontroli legalności oprogramowania w firmach. Zgodnie ustawą o kontroli skarbowej, weryfikacja oprogramowania może być prowadzona jedynie w ramach kontroli rzetelności deklarowanych podstaw opodatkowania, nieujawnionych źródeł przychodów oraz niezgłoszonej do opodatkowania działalności gospodarczej. W przypadku wykrycia nieprawidłowości Urzędy Kontroli Skarbowej jest zobowiązany do powiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa Policję lub Prokuraturę.
 
Policja i inne organy mają ograniczone możliwości przeszukania pojazdu i znajdującej się w nim nawigacji, dlatego też rzadko dochodzi do takich kontroli. Korzystanie z nielegalnego oprogramowania GPS jest jednak przestępstwem zagrożonym dotkliwymi sankcjami karnymi oraz finansowymi. Warto zainwestować w licencję, gdyż tylko taki program zapewnia spokojne korzystanie z nawigacji. 

Wiele firm wyposaża swoich pracowników w nawigację, zwłaszcza jeśli ich obowiązki wiążą się z  licznymi wyjazdami służbowymi. Często też pracownicy korzystają z prywatnego urządzenia. Dlatego dobrze upewnić się czy dane urządzenie posiada wymaganą licencję. Dzięki temu unikniemy ewentualnych nieprzyjemności i przede wszystkim konsekwencji prawnych - mówi Małgorzata Słodownik, manager działu handlowego monitoringu pojazdów Flotis.pl.
Aby uniknąć problemów związanych z udowodnieniem legalności oprogramowania, należy zachować dokumentację świadczącą o zakupie licencji na program: umowę licencyjną, nośnik oprogramowania, fakturę lub paragon. Nie ma jednak konieczności posiadania takiej dokumentacji w samochodzie wraz z nawigacją.